sobota, 8 grudnia 2012

Zdarzyło się wczoraj: przytrzasnęły mnie drzwi tramwajowe. Zdarzyło się dzisiaj: zleciałam ze stołu wieszając firanki.

Piszę pracę licencjacką. Podobno. W każdą środę wieczorem przypominam sobie, że powinnam mieć coś napisane. W każdy czwartek rano budzę się z moralnym kacem, bo wciąż nic nie mam. W każde czwartkowe południe siadam w kącie i udaję, że mnie tam wcale nie ma i milczę co jak na mnie jest bardzo zaskakujące. I w każdy czwartek o 13 obiecuję sobie, że za tydzień będzie inaczej, że coś przyniosę.


Praktykuję się. Przewijam, bawię i karmię. Kąpię, śpiewam i usypiam. Przekonuję się, że dzieci lubię, ale posiadanie własnych to na razie nie jest dobry pomysł.


Nie jem śniadań, w nocy dobijam kalorię czekoladą. Moja piramida żywieniowa ma kształt kawałka pizzy.


W nocy jestem małą żydowską dziewczynką. Budzę się z krzykiem. Może moje życie nie jest aż takie złe.

Słucham "Nędzinków"  w moich głośnikach wciąż umiera Eponine.

I czekam, czekam, czekam, na koniec zajęć, na wieczór, na piątek, na święta, na coś. Sama nie wiem na co.



poniedziałek, 16 lipca 2012

Jest milion sposobów na spędzenie wakacji. Można jechać na Openera i taplać się w błocie, upić się na Woodstocku, lecieć do Paryża za 10 zł, bo kupiło się bilet w promocji, bądź wykupić all inclusive na Majorce i leżeć nad basenem zaglądać na fejsbuka i z pogardą patrzeć na zdjęcia znajomych z Zakopanego. Można ciułać złotówki na kasie w Tesco, funty na zmywaku w Londynie, euro zbierając ogórki w Niemczech.


Można też idąc w swoich jedynych płaskich butach, na prostym chodniku skręcić nogę. I dupa. I wszystkie twoje plany  zarobkowania, chudnięcia, dokończeniach cholernego prawa jazdy, poprawienia życia towarzyskiego, wszystko zjada twój wielki spuchnięty staw skokowy prawy, skręcony po raz trzeci. Jesteś porażką. Ty i twoja noga.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Oh could it be January 'cause it feels so cold without you here

Cudownie bezproduktywny weekend. Byłam na  piwie w doborowym towarzystwie, zjeżdżałam na sankach przeraźliwie krzycząc, zobaczyłam "W ciemności" i boleśnie się rozczarowałam. Upiekłam dwie tarty brokułowo-pieczarkowe. Omnomnomn. Pyszności. Wygrałam w Rummy i zostałam perfidnie ograna w Scrabble. Boleśnie odkryłam też zamknięcie megavideo i innych takich. Najnowszy odcinek "Big bang theory" oglądałam na jakimś dziwnym odtwarzaczu co po 2 minutach wracał się na sam początek.Yeah.

Poza tym podsumowując czego nie lubię z tego tygodnia to grubych ludzi, zawiei śnieżnej, jeśli musze iść parę kilometrów pieszo,  ludzi co mają gruźlicę i jeżdżą ze mną tramwajem, żuli ogólnie, a najbardziej tych co jadą ze mną tramwajami-halo, ja płacę za podróż i ykhm... komfort jazdy, a oni nie.... A palmę pierwszeństwa dostaję pewna babcia co paliła papierosa w tramwaju dmuchając mi prosto w twarz. 

wtorek, 17 stycznia 2012

Nocnym pociągiem aż do końca świata

Lubię pociągi. Miarowy stukot, widoki przesuwające się za oknem i to poczucie, że czeka mnie coś miłego na samym końcu. Czytać książki i popijać herbatę z termosu. Podróże są dobre. Są ucieczką, ale zapominam, że czasem trzeba wrócić. A po powrocie trzeba żyć dalej.
Sesja mnie pożera i zabiera czas.

wtorek, 10 stycznia 2012

You can get addicted to a certain kind of sadness

Wciąż nie ma śniegu przez co czuję się jakby trwał wieczny listopad. A to jak wiadomo najbrzydszy miesiąc w roku. Gorąca kawa parzy mi usta, a ja wciąż się czuję senna.
Znów zaskoczyła mnie sesja. Itakpaskudniesiębojęchociażudajężemnietowogólenierusza. Dokładnie dwa lata temu budziłam się lekko skacowana po studniówce.Strasznie bolały mnie łydki, a włosy nie chciały się rozczesać. Rok temu byłam gotowa zamordować przewodniczącego mojej komisji wyborczej i stresowałam się czy na pewno poszedł dobry raport i czy nie czekają mnie przykre konsekwencje. Dzisiaj obudziłam się spanikowana, bo wciąż nie umiem na kolokwium za parę godzin, za tydzień mam dwa egzaminy i wciąż nie uzupełniłam protokółów. I spędziłam paskudnie nudne dwie godziny u weterynarza, gdzie panie z długimi tipsami głaskały swoje yorki z sierścią zaplecioną w kucyki. Nie rozumiem niektórych ludzi. Ja i mój kot dachowiec czuliśmy się nieco stremowani. 

Prócz stresu sesyjnego czuję też lekki ścisk żołądka, bo jeśli dobrze pójdzie to za 9 miesięcy będę stała na płycie Naszego Nowego Pięknego i Wspaniałego Stadionu Narodowego. Który ma kształt koszyka i zwija mu się dach. Ach... A ja będę stać na tej pięknej murawie, którą pewnie się zwija i będę słuchać Coldplay. :)





Kwejk ma szczęście do kawowych obrazków. Które są brane z tumblr oczywiście. 




piątek, 6 stycznia 2012

Raindrops keep falling on my head

W najnowszym filmie Allena, główny bohater przekonywał nas, że Paryż najpiękniejszy jest w deszczu. Raczej nie tyczy się to Krakowa, który w deszczu jest paskudny. Powietrze jest ciężkie, wilgotne i pełne spalin. Jak zimna zupa ogórkowa. Na  mokrym bruku ślizgają się obcasy, a brzydcy, szarzy ludzie uderzają innych parasolami. Wycieczki stoją znudzone na rynku. Na prawo Mariacki, na lewo Sukiennice. Możemy już iść do Mc Donalda? Głowna atrakcja. Nie lubię wycieczek. Nie lubię zwiedzać w zorganizowanych grupach i nie lubię się przeciskać między nimi, kiedy biegnę na zajęcia. Kiedy pada mogłabym narzekać cały dzień. Każdy taki dzień wydaję mi się okropny, a ja zastanawiam się, kiedy się to wszystko skończy i będę mogła wrócić do łóżka. Słuchanie "Paradise" Coldplay wydaję się być ironią. W tramwaju nie mam gdzie usiąść, kanarzy są niemili, mimo, że mam bilet, na ćwiczeniach dowiaduję się o kolejnym kolokwium i jestem pytana akurat wtedy, kiedy nie znam odpowiedzi na pytanie, a w rajstopach idzie mi oczko.Małe tragedie potrafią mnie doprowadzić do płaczu. Taki dzień ostatnio uratowała K. Przytuliła, pożyczyła książkę i powiedziała, że cudownie mnie widzieć. I jak tu nie kochać ludzi? Wracając do domu gładzę książkę, aż mi głupio zaczynać ją czytać. Bo zawsze mówili, że to nie wypada czytać czyiś listów. A tych tak bardzo prywatnych to szczególnie.  Ja nie lubię, kiedy narusza się moją prywatność. "Listy na wyczerpanym papierze" na razie leżą na półce. Czekają. Kiedy będę miała odwagę.

niedziela, 1 stycznia 2012

Bezcenne

Są takie rzeczy, których nigdzie nie sprzedają, a które cieszą tak bardzo. Ciepła kąpiel po męczącej imprezie, pies pod kołdrą co ogrzewa nogi w zimną noc, spacer cichym, noworocznym, pustym, mroźnym Krakowem, kawa z cudownie spienionym mlekiem. Dzisiaj jest dzień takich małych rzeczy, co powodują duży uśmiech. Wczoraj/dzisiaj w nocy doszłam do wniosku, że lubię Sylwestra, bo lubię nowe początki. Fajerwerki wybuchają nad Krakowem, szampan pieni się i zalewa mi buty, a ja wierzę, że ten Nowy Rok będzie lepszy. Bezcenny.